Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/40

Ta strona została przepisana.

— A więc tak, łódka należy do okrętu reisa effendiny.
— No, dobrze. A gdzie znajduje się okręt!
— Na rzece poniżej, półtora dnia drogi łódką stąd, od tego miejsca.
— Mam wierzyć w to? Czemuż ty nie znajdujesz się na okręcie?
— Wysłano nas dla ustawienia łapek na hipopotamy, żeby załoga, przybywszy po trzech dniach, miała świeże zapasy żywności.
— Czego wy tu wogóle szukacie?
— Ibn Asla.
— Ach, tak? Czyżbyście nie odnaleźli jego seriby?
— Dotychczas nie, ale sądzę, że niebawem będziemy mieli tę przyjemność.
— Wy wogóle będziecie mieli jedną tylko przyjemność, to jest zobaczycie, jak piekło wygląda wewnątrz, i to jeszcze dziś, zanim słońce zajdzie. Czy podczas całej podróży nie napotkaliście żadnej seriby?
— Owszem, odpoczywaliśmy nawet koło jednej; nazywa się Aliab.
— Do kogo należy?
— Do jakiegoś ułomnego, starego człowieka, który prowadzi handel z mieszkańcami dorzecza Rolu.
— Handel niewolnikami?
— Ech, nie! To bardzo uczciwy człowiek; sprzedaje tylko towary.
Wybuchnął głośnym, szyderczym śmiechem i rzekł:
— A to doskonałe! Tak głupim może być jedynie chrześcijanin, przeklęty giaur! Człowieku! z rozumem twoim zapewne nie wszystko w porządku, skoro dałeś się tak haniebnie zwieść „uczciwemu człowiekowi". Dowiedz się teraz, że owa seriba jest własnością Ibn Asla, a kulawy człowiek, przedstawiający się jako handlarz, jest wachmistrzem z oddziału łowców niewolników.
— Do stu piorunów! — krzyknąłem, udając wielce zdziwionego.