Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/403

Ta strona została przepisana.

— Zniszczę cię, psie! zmiażdżę na proch!...
— Dobrze, dobrze! Byli już tacy, którzy grozili mi w podobny sposób i poginęli sami marnie. Bądź zdrów! Niech cię Allah strzeże, i ty strzeż się sam również, bo inaczej nie miałbym przyjemności zobaczyć się z tobą kiedyś...
Widziałem, że każde moje słowo sprawia niewypowiedziany ból obrażonej jego ambicyi. Wrzeszczał i szarpał się, jak opętany, na co już nie zwracałem uwagi.
Zabrałem Ben Nila i poszliśmy ku okrętowi. Tu rozkazałem czterem asakerom, będącym w łodzi, aby jeden z nich w pół godziny po naszym odjeździe udał się w górę miszrah, gdzie spotka się z reisem effendiną.
— On wam powie, do czego jesteście przeznaczeni — dodałem.
Zaledwie okręt ruszył, przystąpił do mnie porucznik, bardzo zaniepokojony, i zapytał:
— Zostawiłeś reisa effendinę? Czy jednak zastanowiłeś się nad tem, że może on zginąć sam w dzikiej i nieznanej okolicy? A wówczas co my zrobimy, gdy zażądają od nas, abyśmy się pomścili?
— Uspokój się; wszystko jest w porządku. Zresztą reis oddał komendę w moje ręce zupełnie legalnie, i od tej chwili przedewszystkiem względem mnie macie obowiązki. Dokument, wystawiony przez reisa effendinę, oddaję w twoje ręce, abyś w razie potrzeby miał na co się powołać. Co do samego reisa, to również możecie nie obawiać się o niego; z bardzo ważnych powodów nie może on jechać z nami, bo grozi mu utrata życia z rąk złoczyńców, którzy zaczaili się na niego, i łatwo mógłby się dostać w ich ręce, gdyż nie wie, gdzie mianowicie urządzono na niego zasadzkę. Uznał więc za odpowiednie pozostać w znacznej odległości za nami, byśmy mu niebezpieczeństwo usunęli z drogi.
— Hm!... — potrząsnął na to głową porucznik — Umiesz być dyplomatą, który dobrze obmyśli, zanim