Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/409

Ta strona została przepisana.

doczne. Poleciłem też, aby wieczorem oświetlono pokład, a jeńców poprzywiązywano w ten sposób, by również mogli być widziani z brzegu, zwłaszcza Abu Rekwik.
Porucznik uważał te moje zlecenia za rzecz niewłaściwą i niebezpieczną, ale Ben Nil, posłyszawszy jego uwagi w tej kwestyi, zgromił go:
— Rób tak, jak ci każe effendi, bo właśnie, co się tobie wydaje głupiem i bezcelowem, jest znakomitym pomysłem.
Zarządziłem również, co czynić w różnych wypadkach, a zwłaszcza wrazie, gdybym do północy nie wrócił, i opuściłem okręt, udając się w gęsty ciemny las.
Rozumiałem wprawdzie, że czeka mię wielkie niebezpieczeństwo, ale, powodując się znanym mi dobrze i wypróbowanym głosem wewnętrznym, nie traciłem otuchy. Gdyby głos ten odradzał był mi puszczanie się na tę awanturę, wówczas byłbym może zawrócił z drogi; ale dziś właśnie dodawał mi on ochoty więcej może, niż kiedykolwiek, byłem więc pewny, że ogorzała od słońca skóra moja wyjdzie z niebezpieczeństwa całą i nienaruszoną.
Droga przez zarośla i między olbrzymiemi drzewami nie była zbyt łatwa do przebycia, ale, pomimo to, posuwałem się naprzód dosyć szybko, bądź nurkując popod krzakami, bądź przełażąc po gałęziach.
Niebawem las zrzedniał i stracił ponury swój wyraz, jaki miał z początku, a w końcu wydostałem się na wolną przestrzeń.
Zaznaczywszy miejsce, skąd wyszedłem, aby ułatwić sobie oryentowanie się w drodze powrotnej wieczorem, poszedłem dalej prosto ku północy. Miałem poza sobą może godzinę drogi, gdy nagle tuż na skraju lasu z przeciwnej strony postrzegłem jeźdźca na koniu — zjawisko w tych stronach bardzo osobliwe, gdyż jeżdżą tu jedynie na wielbłądach.
Widok jeźdźca bynajmniej mię nie przestraszył, i szedłem dalej wprost na niego, układając sobie w gło-