Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/41

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak! Chcecie złapać Ibn Asla? Doprawdy to śmieszne! to więcej nawet, niż śmieszne! Szukacie go tu, gdzie go oddawna już niema.
— Gdzież się więc podział? — zapytałem z udaną naiwnością.
— Gdzie się podział? Sądzisz, że ci to powiem? — zaśmiał się, ale w następnej sekundzie znowu spoważniał i dodał: — Zresztą mogę ci to powiedzieć, abyś się przekonał, że nie mamy przed tobą żadnej obawy. Jesteś zgubiony, klamka zapadła. Ibn Asl udał się na czele dwustu wojowników do Wagundy po świeże zastępy niewolników z pośród tamtejszych Goków.
— A dlaczego ty nie podążyłeś z nim? bałeś się?
— Ja miałbym się bać? Właściwie powinienem dać ci odpowiedź na to pięścią w twarz, ale mam jeszcze czas na to. Pozostałem z mokkademem, gdyż tędy właśnie Ibn Asl będzie wracał z łupem. Budujemy tu prowizoryczną seribę, aby mieć gdzie ukryć niewolników do czasu, nim się nadarzy dobry kupiec. Zobaczysz tę seribę, bo właśnie tam się udamy natychmiast.
Muzabir miał ze sobą dziewięciu mężczyzn. Dwu z nich zabrało Ben Nila, dwu drugich Selima, a mną zajęło się pięciu pozostałych, którym muzabir nakazał zachować jak największą przezorność. Łódkę pozostawiono na brzegu, aby ją zabrać dopiero później.
Poprowadzono nas wzdłuż brzegu w głąb lądu. Niebawem skończył się las, i zobaczyłem przed sobą obszerną polanę, pokrytą wysoką trawą. Odnoga maijeh w tem miejscu zwężała się coraz bardziej, tworząc rodzaj wydłużonej sadzawki, obramowanej krzakami. Polana ta niezawodnie powstała kiedyś wskutek pożaru lasu. Prowadzono nas wpoprzek przeszło pół godziny, poczem spostrzegłem znowu las, na skraju którego stało kilka okrągłych chat, zbudowanych z trzciny i mułu.
Gdyśmy się zbliżyli do tych chat, wyszło naprzeciw nam czterech mężczyzn; trzej z nich byli rodo-