niewinnego dziecka! Nie spostrzegł widać, że oczy te, rozumie się ukradkiem, obserwowały kata wcale nie po dziecinnemu, i gdyby się był na mnie zamierzył, zapewne nie ja, ale on prędzej padłby trupem, jak również i pan jego, dostojny Jumruk.
— Jumruk el Murabit — mówił dalej — to ja, władca El Michbaja. Pierwsze pytanie moje nie przyprawiło cię o śmierć, pomimo, że nie dałeś mi odpowiedzi. Ale tem groźniejsze będzie moje pytanie drugie. Od kogo dowiedziałeś się, gdzie leży El Michbaja?
Byłem na wszystko przygotowany. Jeśli już umrzeć, to przynajmniej w towarzystwie, i to dość licznem. Siląc się na wyraz twarzy jeszcze „niewinniejszy", odrzekłem:
— Słyszałem o El Michbaji od Hubara, świątobliwego młodzieńca i ucznia murabita z Aba.
— Allah! — zawołał ucieszony. — Widziałeś Hubara? gdzieżeście się to spotkali?
— U Abu Rekwika, który przesyła ci ten oto pierścień.
Zdjąłem z palca pierścień i podałem go Jumrukowi. Zaledwie go jednak zobaczył, krzyknął:
— Chatim[1], istotnie chatim Abu Rekwika! Wart jest zaufania ten, komu on powierzył skarb tak drogocenny. Poselstwo twoje zatem, jak przypuszczam wobec powierzenia ci tego klejnotu, musi być wielkiej wagi. Pójdź, usiądź po.prawej mojej ręce i opowiadaj!
Taki obrót sprawy ucieszył mię bardzo. Znów wygrałem partyę, jeżeli oczywiście nie zajdzie jeszcze coś, co mogłoby popsuć moje zamiary.
Pokłoniwszy się trzykrotnie, usiadłem, ale nie po prawej, lecz po lewej stronie, a to ze względów na skromność, i zacząłem:
— Wiadomości, które ci przynoszę, są po części radosne, po części zaś smutne. Co do pierwszego, to ziszczą się za parę godzin gorące twoje pragnienia, gdyż reis effendina i chrześcijański effendi wpadną w twoje ręce. Co zaś do...
- ↑ Pierścień zwycięstwa.