Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/418

Ta strona została przepisana.

— Allah! Hubara powieszono? gdzie? kiedy?
— Przed paru godzinami na okręcie, stojącym na kotwicy.
— Taki wierny, pobożny i Allahowi oddany człowiek! — biadał Jumruk, — człowiek, w którym nie było ani cienia fałszu lub nieprawości! A bodaj szatani porwali morderców! Albo nie! niech raczej wpadną w moje ręce jeszcze dziś, a będzie im cieplej, niż w piekle. Jak sądzisz, czy to możliwe?
— Tak. jeśli zastosujesz się do moich rad, to radość moja równie wielka będzie, jak twoja.
— Jestem gotów w tej chwili rzucić się na tych łotrów! Tylko poradź, jak przeprowadzić ten zamiar... Ale, ale! w jaki sposób dostałeś się tutaj?
— Dzięki zaufaniu, jakiem mię obdarzył Kara Ben Nemzi. Oni nie dowiedzieli się o El Michbaja nic więcej, jak tylko, że leży ona tutaj, a inne tajemnice zabrał ze sobą Hubar na tamten świat. Musieli więc najpierw odnaleźć ją, a potem dopiero postanowili urządzić napad. Wtem zgłosiłem się do nich ja i... skłamałem, co niechaj wybaczy mi Allah! Powiedziałem im mianowicie, że znane mi jest to miejsce, bo niedawno bawiłem w tych okolicach, jako dżelabi. I pomyśl sobie, ci zaślepieńcy kazali mi wyszukać El Michbaja i nie domyślają się nawet, jaką im niespodziankę w tej chwili urządzam. Rzecz prosta, zgodziłem się chętnie i natychmiast podsunąłem się chyłkiem do Abu Rekwika, z którym udało mi się mówić tylko jedną minutę. Wręczył mi on swój pierścień, abym go tobie okazał, i zaklina cię na proroka i wszystkich kalifów, abyś mu dał pomoc, i to zaraz, dzisiejszej nocy, gdyż potem będzie zapóźno.
— Dlaczego zapóźno?
— Bo reis effendina ma urządzić napad na El Michbaja jutro rano.
— Nie uda mu się to, gdyż nie wrócisz do nich i nie wskażesz im drogi.
— Ba! ale gdybym nie powrócił, reis effendina