Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/428

Ta strona została przepisana.

Asl zginął, i teraz cała kraina nad Bahr el Abiad do mnie wyłącznie należeć powinna. Ten zaś ptaszek mógłby mi zabierać zdobyć z przed nosa, bo sprytny i, zdaje mi się, odważny. Ująłem go więc rozmyślnie swoją uprzejmością i jestem pewien, że mi ufa zupełnie. Otóż, skoro tylko zaprowadzi nas na miejsce i pomoc jego będzie już dla nas zbyteczna, dam ci znak słowem „wtole!", a wówczas wbij mu nóż z tyłu pomiędzy żebra po rękojeść, aby nawet nie zipnął... Posiadasz przecie dosyć wprawy w takich operacyach.
Zrozumiałem wszystko co do słowa i ucieszyłem się w duchu, że stary zbój sam na siebie wydał wyrok iże nie będę już obowiązany do oszczędzania go. Zdobywszy się na bardzo naiwny wyraz twarzy, zachowałem się tak, jak gdybym nie zwracał najmniejszej uwagi na ich rozmowę. Niebawem przybyli czterej wezwani przez niego ludzie, z którymi rozmówił się po arabsku, oznajmiając im, że będą nam towarzyszyli w wycieczce. Nie zapomniał przytem dodać, kto jestem i jak bardzo mię ceni, za co wyraziłem mu swą wdzięczność:
— Twoja łaskawość, o Jumruk el Murabit, uszczęśliwia mię, i cieszę się bardzo, że wzamian za nią będę mógł odpłacić ci nie byle jaką przysługą, napędzając w twe sidła najniebezpieczniejszych wrogów handlu niewolnikami. Czy tylko będziesz miał tylu wojowników, by dać radę reisowi effendinie?...
Zapytałem o to umyślnie, gdyż do tej chwili ani słowem nie zdradził się przedemną w tej materyi. Teraz, gdy postanowił już moją zagładę, mógł się zwierzyć z tej tajemnicy bez żadnej obawy. I istotnie odrzekł mi:
— Gdy zostawię w El Michbaja tylu tylko ludzi, ilu trzeba do strzeżenia niewolników, to oddział, wyruszający na reisa effendinę, wystarczy zupełnie, by odnieść niechybne nad nim zwycięstwo.
— Ba, ale niewolnicy, widząc niedostateczną straż, mogliby się łatwo zbuntować — rzekłem.