Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/433

Ta strona została przepisana.

rzeki i tam zarzucić kotwicą, a nad ranem podpłynąć bliżej ku El Michbaja, aby na dany znak okręt mógł prędko przybić do brzegu.
Przeprowadzenie znacznego oddziału przez zbitą gęstwinę wśród egipskich iście ciemności nie było wcale rzeczą łatwą. Gdyśmy się nareszcie wydostali z lasu na wolną przestrzeń, przyśpieszyliśmy kroku.
Jumruk oczywiście, znając dobrze drogę, o wiele prędzej dostał się na miejsce, niż my. Jednak nie omyliłem się co do czasu, w którym mniej-więcej mogliśmy się z nim spotkać, gdy podążą ku okrętowi; wyrachowałem mianowicie, że wystarczy mu pół godziny do uzbrojenia swoich ludzi i tyleż na drogę.
Wydałem rozkaz, aby żołnierze ukryli się wśród zarośli i nie zdradzili niczem swej obecności.
Obliczenia moje okazały się w praktyce mniej-więcej dokładnemi. Przesiedziawszy, jak na szpilkach, w nerwowem wyczekiwaniu, usłyszeliśmy wreszcie od strony seriby chrzęst broni i przytłumione głosy. Jumruk prowadził swój zastęp na zdobycie okrętu. Minęli naszą kryjówkę, oczywiście nic nie zauważywszy. Gdy się dostatecznie oddalili, poszliśmy dalej i niebawem dotarliśmy do ogrodzenia El Michbaja. Ciągnęliśmy sznurem „gęsiego“; na czele byłem ja, za mną porucznik, a następnie Ben Nil oraz żołnierze. Za furtką seriby stał na warcie jeden człowiek. Zażądałem, by otworzył, co uczynił natychmiast i zaraz też padł, uderzony kolbą w głowę. Kazałem go związać i zakneblować mu usta, a gdy wszyscy asakerzy weszli do środka, zamknąłem furtkę napowrót, podzieliłem ich na grupy i każdej z nich dałem odpowiednie rozkazy. Okazało się, że Jumruk pozostawił w seribie tylko dziesięciu ludzi do strzeżenia niewolników. Schwytanie ich i obezwładnienie nie przedstawiało dla nas wielkiej trudności, gdyż nie posiadali broni palnej.
Zmusiliśmy jednego z pojmanych, aby nam wskazał drogę, wiodącą ku południowi, gdzie również stał wartownik. Uporawszy się z nim tak samo, jak z po-