Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/439

Ta strona została przepisana.

— Owszem, przypominam sobie te twoje słowa, Powiedziałem wówczas, że jeżeli Bóg wysłucha mojej prośby, to spotkamy się jeszcze w życiu i dowiesz się, czy znalazłem Mahdiego.
Długo rozmawialiśmy na temat nauki Chrystusa, i przyznam się szczerze, że pozyskanie dla Niego zacnej tej duszy sprawiło mi większą radość, niż wszystkie inne zdobycze dnia dzisiejszego. Ranek zastał nas rozprawiających jeszcze ze sobą, i trzeba było ze względu na inne obowiązki przerwać naszą rozmowę. Uszczęśliwiony Sali rzekł mi na ostatek:
— Muszę ci jeszcze powiedzieć, effendi, że ów oberżysta w Khoi, któremu dopomogłeś w odzyskaniu skradzionych pieniędzy, wyrzekł się wszelkich trunków. Obecnie cieszy się on nietylko poważaniem wśród sąsiadów i u swej władzy, jako też miłością i szacunkiem u żony i dzieci, ale jest teraz jednym z najzamożniejszych obywateli Khoi. No — zakończył, — nie chcę ci już przeszkadzać, bo wiem, że masz wiele do roboty.
I nie mylił się. W dniu tym czekała mię istotnie nielada praca. Przedewszystkiem trzeba było zająć się Jumrukiem el Murabit, który do tej pory nie wiedział, co się stało w El Michbaja i czyim jest jeńcem. Gdy go Ben Nil wyprowadził z izby, poznał mię zaraz, pomimo, że nie miałem już plastra na twarzy.
— Czy to ty, Ben Sobata z Guradi? A więc nie myliłem się w swych obawach: reis effendina napadł na El Michbaja podczas mojej tu nieobecności. Dobrze jeszcze, że spotkałem ciebie, życzliwego, dobrego przyjaciela, i mam nadzieję, że weźmiesz mnie pod swoją opiekę.
— Błędne jest twoje mniemanie — odrzekłem z powagą. — Po pierwsze, nie reis effendina, ale Kara Ben Nemzi zajął El Michbaja; powtóre, nie byłem i nie jestem twoim przyjacielem; a po trzecie, nie mogę cię wziąć w opiekę, boś nastawał na moje życie, i wiem o tem, że potajemnie kazałeś mię zamordować.
— Zamordować? — zapytał mocno przestraszony. — Kto ci to powiedział? to wierutne kłamstwo!...