żałosny, bo wystarczy, gdy święty z Aba rękę podniesie, a będziemy uwolnieni ze szpon waszych.
— Mnie się zdaje, że tą ręką świętego jesteś ty właśnie, a że „ręka" ta jest w tej chwili zdrętwiała i nie może nawet poruszyć się w żelazie, więc nie mamy się czego obawiać. Czyż zresztą wasz murabit nie zawdzięcza memu effendiemu życia? czy nie pamięta owej chwili, gdy leżał z poranionemi stopami nad bagnem, ziejącem febrą, i byłby zginął, gdyby nie Kara Ben Nemzi? A teraz pomyśl tylko, czy taki człowiek może być murabitem?... człowiek, którego stopy z rozkazu reisa effendiny posiekano aż do kości? Czy takim miałby być Mahdi, zesłany przez Allaha dla nawrócenia ludzkości z nieprawych dróg i występku, i czyżby taki nędznik miał jej otwierać wrota raju? O Jumruk el Murabit! jakżebym cię wyśmiał, gdyby sprawa nie była tak beznadziejne smutną! Powinieneś był zresztą sam już dawno wiedzieć, że ów domniemany Mahdi to skończony łotr i głupiec!
— Milcz, bo udławisz się swojem bluźnierstwem! — krzyczał Jumruk. — Wiem dobrze, co powiedziałem i dlaczego powiedziałem. Nie ciesz się zbytnio swem zwycięstwem, bo...
— Bo co? — przerwałem mu. — Jeżeli ci się zdaje, że wiesz, co mówiszę to my również dobrze wiemy, co czynimy. Ja naprzykład przywiązuję większą wagę do czynów, niż do słów, i nie będziesz długo czekał odpowiedzi na tę swoją groźbę.
I wydałem rozkaz asakerom:
— Zanieście go napowrót do środka chaty i zwiążcie mu nogi.
Jumruk szarpał się gwałtownie, nie chcąc być znowu pomieszczonym wewnątrz chaty, ale asakerzy natychmiast się z nim uporali. Sprzątnąłem go z przed swych oczu dlatego, że nadszedł właśnie z wiadomościami askari, który pełnił służbę na południowym brzegu półwyspu. Askari ów zameldował mi, że okręt mój już się zbliża.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/442
Ta strona została przepisana.