Umówiłem się był przedtem ze sternikiem, że gdyby na półwyspie było wszystko w porządku, to wystrzelę dwukrotnie z mego karabinu na znak, że ma przypłynąć na północną stronę półwyspu, gdzie woda nie była tak rwąca, jak na stronie południowej. Zobaczywszy tedy okręt, wystrzeliłem z obu luf, a otrzymawszy odpowiedź z pokładu, puściłem się w tę stronę, dokąd zmierzał okręt, to jest ku zacisznej zatoce, znakomicie osłoniętej zwisającemi gałęźmi drzew.
Tu w ukryciu znajdowała się też szachtura Jumruka, przytwierdzona linami do brzegu. Żaglowiec ten, zbudowany znakomicie i mający wszystkie cechy szybkiego a obrotnego statku, spodobał mi się bardzo, i postanowiłem zabrać go na swoją osobistą własność.
— Jakże poszło, effendi? — wołał zdaleka sternik, spostrzegłszy mię na brzegu.
— Znakomicie! Przyślij mi tu na łodzi Abu Rekwika, ale pod dobrą strażą!
Po upływie kilku minut okręt stanął na kotwicy, a równocześnie przybili do brzegu w łódce asakerzy, przywożąć mi handlarza niewolników.
— Pragnąłeś wielce — rzekłem do niego — poznać El Michbaja, i miał cię tam zaprowadzić Hubar.
Niestety, nie nadawał się ku temu, i ja go muszę w tem zastąpić. Pod mojem przewodnictwem poznasz nietylko tę przepiękną kryjówkę, ale i zobaczysz się z samym Jumrukiem el Murabit, który oczekuje na ciebie z wielką niecierpliwością.
— Allah rhinalek! niech cię Bóg przeklnie! — mruknął półgłosem Abu Rekwik.
Udałem, że nie słyszę tej uprzejmej odpowiedzi, i kazałem zanieść handlarza na górę do chaty Jumruka, który siedział w towarzystwie Ben Nila.
Gdyśmy się pojawili, spojrzał na nas ponuro.
— Przyprowadzam ci twego przyjaciela, Jumruku el Murabit — rzekłem. — Nazywa się Abu Rekwik i jest ogromnie rad, że posiada wyjątkowe szczęście pozdrowienia cię osobiście pod moją opieką i ochroną.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/443
Ta strona została przepisana.