Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/450

Ta strona została przepisana.

— O, nawet dosyć wielkiem, bo naprzykład o grożącej mi śmierci. Popłynęliśmy koło wyspy Aba, gdzie mieszka mój wielki wróg, „ów święty", o którym słyszałeś. Pozna on z daleka szachturę, a właściwie nie on, lecz rozstawiona przez niego w wielu miejscach warta. „Sokół", posiadający liczną załogę, może się oczywiście nie obawiać napadu. To jednak, spodziewam się, nie zachwieje twojem ku mnie przyjacielskiem uczuciem i pomimo wszystko zechcesz płynąć ze mną.
— O, z wielką radością, effendi! Jestem gotów na wszystko; muszę tylko pomówić wprzód z siostrą. Zaraz tu przyjdę, effendi!
Oddalił się śpiesznie, by oczywiście nie pokazać się więcej.
O, Muradzie Nassyrze, bracie dwu sióstr, z których jedna miała mnie uszczęśliwić!... Jakże mi żal, żeśmy się tak niespodziewanie rozstali...
Nie mogłem wyruszyć w drogę zaraz, bo musiałem zapewnić bezpieczeństwo El Homrom i Takalom przed reisem effendiną. Ludzie ci mieli się przeprawić na drugą stronę rzeki, ku czemu nie nadawał się „Sokół" ze względu na trudność w ładowaniu wielbłądów. Kazałem więc sporządzić osobne w tym celu tratwy. Rąk do pracy i narzędzi było dość, więc w krótkim czasie przewieźliśmy wszystko na drugi brzeg, skąd ludzie ci mogli już bez zbytnich trudności dostać się na drogę karawanową, zwaną Abn Habble, i podążyć nią do swojej ojczyzny.
Następnie zgromadziłem oficerów i asakerów dla udzielenia im wskazówek, co mają czynić z jeńcami z El Michbaja. Rozkazałem tedy wszystkich wziętych w niewolę handlarzy przenieść zaraz na okręt i umieścić pod pokładem pod ścisłym dozorem, a następnie zniszczyć El Michbaja i popłynąć niedaleko, bo tylko do wyspy Talak Chadra, aby tam przyjąć na pokład reisa effendinę. Co on potem uczyni, kiedy przybędzie do Chartumu, nie obchodziło mię wcale.