Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/455

Ta strona została przepisana.

Spotkawszy się ze mną w Kairze, zademonstrował mi również, jak wówczas w Chartumie, że uważa mię za „przezroczyste powietrze“, ale nie miał już odwagi wypowiedzieć tego głośno.
Ponieważ książki moje tłómaczone są między innymi na język francuski (oczywiście bez mego pozwolenia), a czytują je również w Kairze, więc zdarzyć się może, że tom niniejszy i ex-reisowi, znającemu język francuski, wpadnie w ręce. Otóż, jeżeli nie będzie i książki tej uważał za... atmosferę, lecz łaskawie zechce zajrzeć do jej kart, to znajdzie niezawodnie tych kilka uprzejmych wierszy, w których „przezroczyste powietrze" zasyła mu bardzo piękne ukłony...
Po długiej a szczęśliwej podróży szachtura moja przybiła do brzegu w Moabdah. Zapytaliśmy tu o przewodnika Ben Wazaka. Powiedziano nam, że owszem, mieszka tu jeszcze, ale nie trudni się już przewodnictwem, bo wzbogacił się bardzo i byłby już dawno przeniósł się do Kairu, gdyby nie to, że oczekuje powrotu pewnego effendiego z Frankistanu, który pojechał na południe i obiecał zająć się wyszukaniem zaginionego jego brata.
Czyżby — pomyślałem — wzbogacił się na zakazanym handlu mumiami? A nużby przeczytał to któryś z urzędników egipskich i pojechał do Moabdah przyaresztować zbrodniczego ex-przewodnika! Na ten wypadek oświadczam tu publicznie, że człowiek ten wcale w Moabdah już nie mieszka i że dałem mu nazwisko zmyślone, trud więc pościgu za nim byłby zbyteczny.
Przezorność nakazywała, ażeby Ben Wazak nie spotkał się z bratem nagle. Poszedłem więc najpierw do niego sam, by go przygotować należycie na tę wesołą chwilę. Poznawszy mię odrazu i omal nie rzuciwszy mi się w pierwszym impecie na szyję, chciał mnie zaraz ugościć, a potem, żebym mu wszystko opowiedział. Od pierwszego wymówiłem się, czyniąc jednak