Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/457

Ta strona została przepisana.

nie mogłem zostawiać go nadal w niepewności i wskazałem mu adres oczekującego nań Hazida Sichara. Pobiegł natychmiast do wskazanego domu, ja zaś zostałem, nie chcąc obecnością swoją krępować ich w radosnem powitaniu.
Spędziliśmy w Moabdah całe dwie doby, a była to dla nas wszystkich bodaj najpiękniejsza chwila w życiu. Przy pożegnaniu otrzymałem na pamiątkę spory zbiór starożytności egipskich, zaś Abu en Nil, Ben Nil i Selim dostali do podziału między siebie sumę, która była przeznaczona pierwotnie dla mnie do podjęcia w Chartumie. Nawet Sali Ben Akwil, jako miły druh i towarzysz, otrzymał upominek.
Abu en Nil i Ben Nil, chcąc najkrótszą drogą udać się do Gubatar, do swoich krewnych, niedługo już mogli z nami pozostawać, — jednak postanowili odprowadzić mię aż do Kairu, dokąd dotarliśmy znowu wcześniej, niż reis effendina.
Przybywszy tu, przedewszystkiem pozbyłem się Selima, który za uzyskane w podróży pieniądze otworzył bezzwłocznie dikkahn[1], połączony z zakładem czyszczenia paznokci, uszu i nosa. Rozumie się, tego rodzaju zajęcie dawało mu sposobność opowiadania swoim gościom tysięcy bajek o przygodach i bohaterskich zwycięstwach, których on jeden dokonał, a my wszyscy byliśmy tylko biernymi tego świadkami. Niestety, za cały czas mego pobytu w Kairze, ja jeden byłem jego gościem, to znaczy — goliłem się u niego, bo jakkolwek słuchaczy miał dosyć, ale żaden z nich nie zdobył się na odwagę podstawić mu swoją głowę pod brzytwę.
W Kairze sprzedałem szachturę i uzyskane za nią pieniądze oddałem Salemu, gdyż biedak nie posiadał już ani grosza.

Po dwutygodniowym pobycie pożegnał się ze mną Ben Nil i jego dziadek. Nie opisuję tego szczegółowo,

  1. Golarnia.