Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/458

Ta strona została przepisana.

bo przecie uczucia nie dadzą się przelać na papier. Przyjaciele, rozchodząc się, mówią sobie: „do widzenia“. I istotnie spotkałem się jeszcze raz w życiu z nimi obydwoma: z Abu en Nilem na krótko przed jego śmiercią, a z wnukiem — na wodzie.
Jeżeli kto z łaskawych moich czytelników podróżować będzie po kraju Faraonów i, mając czas, zechce udać się do Górnego Egiptu drogą wodną, jednak nie na spacerowym okręcie, temu radzę odbyć tę podróż na zwykłym żaglowcu. W Bulak, porcie kairskim, można się dopytać o dahabijeh „Baraka el Fadl“[1]. Jest to przyzwoicie urządzony, schludny i wygodny okręcik, którego reis chętnie i za nizką opłatą przyjmuje podróżnych z zachodu. Gdy mu podróżny oświadczy, że czytał pisma Kara Ben Nemziego, to reis powie mu, że się nazywa Ben Nil i że okrętowi swemu dał dlatego nazwę „Błogosławieństwa dobra“, iż środki ku sprawieniu sobie tego pięknego statku zawdzięcza dobroci przyjaciela z Frankistanu, effendiego. Dodać tu muszę, że Ben Nil umie bardzo zajmująco opowiadać o swoich przygodach, i podróżny ani się spostrzeże, jak na słuchaniu tych opowieści zleci mu czas aż do pierwszego szella[2], pomimo, że dahabijeh nie jest pośpiesznym parowcem.
A Sali Ben Akwil?
Towarzyszyłem mu z Aleksandryi do Jerozolimy, aby tam przyjacielowi mojemu pokazać świętości i pamiątki chrześcijaństwa. Potem rozstaliśmy się: on przez Damaszek udał się do swej ojczyzny, ja zaś przez Konstantynopol i kraje naddunajskie do siebie.

Utrzymywaliśmy potem ze sobą ciągłą korespondencyę, a nawet widzieliśmy się kilka razy. Dotrzymał słowa i został misyonarzem i rzecznikiem miłości, — ale wpierw m usiał przezwyciężyć bardzo wiele przeszkód ze strony rodziców i całego swego szczepu. Wspierałem go w tem nietylko radą, ale i czynem, nawet z bronią

  1. Błogosławieństwo dobra.
  2. Katarakta.