Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/49

Ta strona została przepisana.

tak odmienną zdobycz, i to po tylu przejściach! Ktoby się tego spodziewał?
Szczęśliwy obrót sprawy wprowadził młodzieńca w zachwyt. Selim jednak milczał uparcie.
— Czemuś tak... oniemiał, przyjacielu? — rzekł do niego Ben Nil. — Powinieneś dziękować effendiemu za uratowanie ci życia dwa razy w tak krótkim czasie.
Selim zaczął na swój sposób prawić koszałkiopałki, ale kazałem mu milczeć, bo muzabir odzyskiwał już przytomność. Związaliśmy go teraz własnym jego pasem i zawojem. Nie stawiał najmniejszego przy tem oporu i nic nie mówił. Przybiliśmy do brzegu, bo właśnie stąd należało skierować się wpoprzek maijeh ku okrętowi, który drzemał w mroku wieczoru. Na szczęście, nie paliło się na nim ani jedno światło, któreby mogło naprowadzić na nas prześladowców naszych, jeśli ścigali nas lądem.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy... Na okręcie stała warta, ale reis effendina znajdował się w obozie Borów. Wylądowawszy, udałem się tam, strzegąc muzabira, by się nam nie wymknął.
Reis effendina był ogromnie zdziwiony, gdy mu przedstawiłem jeńca i opowiedziałem cały przebieg sprawy. Płonęło tu już duże ognisko. Emir podprowadził jeńca bliżej ku światłu, przypatrzył mu się badawczo i zapytał:
— Znasz mnie?
Nie otrzymawszy odpowiedzi, powtórzył:
— Wiesz, kto ja jestem? Odpowiadaj, bo pasy drzeć z ciebie każę, tak, że pozostaną ci tylko same kości!
— Reis effendina — wycedził przez zęby muzabir.
— Tak, reis effendina we własnej osobie. A wiesz zapewne i o tem, co reis effendina może, jako sędzia i pan życia i śmierci wszelkich drabów i łotrów?
— Nie mam potrzeby obawiać się ciebie.
— Czy się mię boisz, czy nie, to twoja rzecz; moją zaś rzeczą jest uczynić zadość sprawiedliwości.