Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— Skoro mówisz o sprawiedliwości, to... przestrzegając jej, musisz mię puścić; nie zrobiłem ci nic złego.
— Jesteś łowcą niewolników.
— Dowiedz mi tego! przedstaw mi chociażby jednego pochwyconego przezemnie niewolnika.
— Szczekaj teraz, psie, a niebawem zaczniesz skomleć. A czy nie godziłeś na życie effendiego?
— On kłamie! Zresztą choćby i tak było, to powinien szukać sprawiedliwości u swego konsula, nie zaś u ciebie.
— Nie, bratku. Jesteś poddanym wicekróla, z którego ramienia ja tu urzęduję. Przestępstwa twoje i łotrowstwa są mi dobrze znane. Effendi miał nieraz już względy dla was. Ale co do mnie, to nie sądź, jakobym się dał powodować czemkolwiek; postanowiłem już dawno, że skoro tylko wpadniesz mi w ręce, nie wydostaniesz się nigdy.
— Dowody! gdzie są dowody? Nie obchodzi mnie to wcale, co inni mówią. Ja natomiast postaram się o świadków, którzy stwierdzą, że nie uczyniłem nic złego i że oskarżono mię niesłusznie.
— Nie myślę wdawać się z tobą w żadne procesy i korowody, bo jesteś w moich oczach niczem więcej, jak tylko trupem... Słyszysz? tylko trupem. Zbyteczni są świadkowie i adwokaci. Tu sprawa krótka i jasna: łowiłeś niewolników, musisz zginąć! Azis, daj stryczek!
— Azis tylko czekał na ten rozkaz. Pobiegł szybko do tokulu, a kiedy pojawił się zpowrotem, trzymając stryczek w rękach, muzabir wybuchnął z furyą:
— Effendina! czyżbyś naprawdę zapomniał się do tego stopnia? Rozważ dobrze, jakaby cię czekała za to odpowiedzialność! Mokkadem świętej Kadiriny jest moim przyjacielem i wie, żem niewinny; gdybyś mię zamordował, potrafi on dostać się do samego wicekróla!
— Ów mokkadem jest także moim przyjacielem, i zanim jeszcze nastanie dzień, będzie dyndał obok ciebie. Na gałąź z nim!
Trzej asakerzy Przytrzymali delikwenta, i Azis za-