Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/56

Ta strona została przepisana.

— Mordu? Nie przywiązuję wagi do twoich słów, bo jesteś nazbyt rozdraźniony i sam nie wiesz, co mówisz. Czyż miałem puścić tych łotrów, by dalej popełniali zbrodnie?
— Tego nie wymagałem od ciebie. Mogłeś przecie ułaskawić ich i przyjąć do służby. Tak samo postąpiłeś przecie tam, w seribie Ibn Asla!
— Uczyniłem to jedynie na twoją prośbę. Ale daruj, kochany, ja nie mogę kierować się ustawicznie twemi życzeniami, bo ostatecznie musiałbym wszystkich łowców z całego Sudanu uczynić swoimi asakerami, a skutek byłby taki, że wkońcu sam byłbym zmuszony zostać łowcą niewolników.
— Głupstwa pleciesz! Tu idzie tylko o dwunastu asakerów.
— Proszę! tylko o dwunastu! Dodaj do tego tamtych, ułaskawionych w seribie, do których nie mam najmniejszego zaufania! Toż oni mogą wkrótce zbuntować wiernych moich żołnierzy, i licho wie, coby z tego wynikło. Nie, effendi. Kto popełnia zbrodnie, musi być ukarany. Ci zasłużyli na śmierć, więc ich spotkała. Byłeś koło nich; żyje jeszcze który?
— Tylko trzech, i to bardzo ciężko ranieni.
— Zrobi się z nimi porządek. Chodź do mokkadema! Ucieszy się, zobaczywszy cię znowu...
A zwróciwszy się do asakerów, wydał im jakiś rozkaz, którego nie mogłem dosłyszeć. Trzej żołnierze udali się ku ognisku. Nie patrzyłem w tę stronę; posłyszałem tylko trzy szybko po sobie następujące strzały, co wyjaśniło mi zagadkowość owego rozkazu. Ranni zostali dobici...
Mokkadema związano, jak barana, i przywleczono następnie do ogniska, poczem reis effendina wziął płonącą głownię i zawezwał mię, bym z nim razem udał się na przeszukanie tokulów.
W pierwszym zaraz znaleźliśmy kilka lamp olejnych i zapaliliśmy je, gdyż należało być ostrożnymi z ogniem wobec możliwości natrafienia na zapasy prochu. Pierwszą