z tych chat, jak się przekonałem później, zamieszkiwał mokkadem. Były tu złożone wszystkie nasze rzeczy i kabiny oraz rewolwery. Zabraliśmy je sobie natychmiast, a resztę mienia z tego, zarówno jak i ze wszystkich tokulów, uważaliśmy jako łup wojenny; postanowiliśmy rozdzielić go pomiędzy Borów w dowód naszej życzliwości i łaski. Naczelnik, usłyszawszy to, przysięgał, że musi odpłacić się nam za to w jakikolwiek sposób. Radość jego nie miała granic.
Po dokładnem przetrząśnięciu wszystkich tokulów należało pomyśleć o powrocie. Kilku asakerów pozostawił emir dla strzeżenia łupu aż do rana, gdy przyjdą poń Borowie. Nakazał też im pogrzebać zabitych i spalić seribę.
Wiosłowaliśmy z powrotem drogą najkrótszą i bez żadnej już obawy, wskutek czego stanęliśmy w obozie w krótkim czasie. Mokkadema ułożono tak, aby nie mógł widzieć wiszących jeszcze na drzewie zwłok swego towarzysza zbrodni.
Na twarzy jeńca przebijał się zupełny spokój, co można było doskonale zauważyć przy świetle ogniska. Widocznie umiał panować nad sobą i nie zdradzał trwogi, lub może uważał, że nawet w takich warunkach nie stanie mu się nic złego, choćby tylko z tytułu jego niepośledniego stanowiska w społeczeństwie mahometańskiem. Myśl ta niebawem znalazła potwierdzenie w jego odezwaniu się do mnie tonem więcej niż rozkazującym i pełnym groźby:
— Jak długo mam tu leżeć? Proszę mię uwolnić natychmiast!
Na te słowa przystąpił do niego emir i rzekł:
— Zbrakło ci już cierpliwości? przykrzy ci się? No, dobrze! będziesz miał rozrywkę. Może zechcesz łaskawie objawić mi swoje życzenia...
— Nie szydź i nie żartuj, lecz zważ, kim jestem — odparł gniewnie. — Puść mię natychmiast!
— A co zamierzasz uczynić, gdy rozkaz ten wypełnię?
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/57
Ta strona została przepisana.