Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/63

Ta strona została przepisana.

znaleźli dogodne miejsce do przejścia wbród. Po tamtej stronie rozlegał się szeroki step, pokryty bujną, soczystą trawą. Przewodnik jednak nie chciał się tu zatrzymywać w celu napasienia wołów, twierdząc, że wnet znajdziemy miejsce o wiele korzystniejsze. Niebawem też natknęliśmy się na pochyły teren, na którego widnokręgu czerniały góry, obficie zalesione. Przewodnik objaśnił nas, że tam właśnie wytryska bystry strumień górski, który wije się w dół ku rzece Djau, a nad jego brzegami leżą największe sioła Goków.
Skierowaliśmy się w tę stronę i wnet natrafiliśmy na uroczy parów, wpośród którego wytryskało ze skały obfite źródło, wlewając się w małe wgłębienie o kamiennem podłożu.
W okamgnieniu pozsiadali czarni z grzbietów spragnionych zwierząt i pozdejmowali też ciężary z wołów jucznych, bo zachodziła obawa, aby, pchając się jeden przez drugiego, nie powaliły pakunków do wody; rzucili się też do strumyka i ludzie i pili chciwie.
Tu nadmienić muszę, że owa sadzawka i strumyk nie były wcale podobne do naszych tego rodzaju zbiorowisk wody. Wobec jednak trzydniowej udręki w bagniskach zwykłe koryto dość ciepłej wody wydało się istotnie drogocenną krynicą krysztalicznego napoju.
Po półgodzinnym odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę, w dół z biegiem rzeki, która wnet przybrała prawidłowe łożysko w suchym terenie. Po jednej i drugiej stronie, jak okiem sięgnąć, rozrzucone były plantacye trzciny cukrowej i durry. Tu i ówdzie z bujnej roślinności wyzierały okrągłe dachy chat, niby kopułki. Dojechawszy do pierwszego z brzegu przysiołka, stanęliśmy i wysłaliśmy naprzód posłańca z oznajmieniem, że nie przybywamy tu, jako wrogowie. Przezorność ta była konieczna z tego względu, że mieszkańcy mogli przestraszyć się nas i uciec ze swych siedzib.