Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/69

Ta strona została przepisana.

koncertowych artyści, lecz, o ile tylko sił mi starczyło, ilustrowałem ruchami każdą myśl, więc podnosiłem raz jedną nogę, to znów drugą, wymachiwałem rękoma, robiłem przysiady, podskoki, a skończywszy cały wiersz, drapnąłem, jak spłoszony zając, z pomiędzy szeregów i dosiadłem wołu, który stał opodal, a był... również zasłuchany w mojej deklamacyi aż do wzruszenia.
Występ mój wywołał wrażenie wprost niesłychane. Przedewszystkiem dał hasło do okazania zachwytu mój czarny adjutant, za którego przykładem poszli wszyscy obecni: czarni, brunatni, żółci i biali. Fön, sirocco, samum, północno-amerykański blizzard, ba, nawet sybirska wiuga nie mogły się równać z burzą, jaka powstała po jednej i drugiej stronie szeregów słuchaczy. Utrzymany do tej chwili porządek znikł nagle, i szyki się pomieszały w zupełności; ludzie ci naprawdę jakby poszaleli, a woły spłoszyły się i poczęły uciekać; zapał ogarnął nawet najpoważniejszych asakerów, nie wyłączając mego Ben Nila, który tańczył razem z innymi, jakby mu za to obiecano zapłatę.
Jeden tylko człowiek nie dał się porwać entuzyazmowi ogólnemu i stał jak mur; był to reis effendina. Przystąpił do mnie i, kiwając głową, rzekł:
— Co się tobie stało, effendi? Ja cię nie poznaję! Ty, najpoważniejszy i najspokojniejszy z nas wszystkich, zachowujesz się nagle tak, jakbyś rozum postradał! Co to ma znaczyć? Naprawdę brała mię chętka uciec stąd i nie patrzyć na te... błazeńskie popisy!
— A więc nie podobał ci się mój występ? — zapytałem, śmiejąc się.
— Wcale mi się nie podobał! Obniżyłeś naszą godność! Za co nas będą mieli ci ludzie?
— Za bardzo tęgich zuchów; możesz być tego pewny. Jeżeli bierze się ludzi takimi, jakimi są, i zastosowuje się do ich poziomu, to tem łatwiej można pozyskać ich sympatye. Sądzę zresztą, że wkrótce podziękujesz mi sam za ten mój pomysł.