Następnie zwrócił się do mnie:
— Panie! Dowódca Borów opowiedział mi w krótkości o tobie i o twoich czynach. Pochodzisz z kraju, gdzie żyją sami sławni i wielcy ludzie. Zdmuchujesz, słyszę, swoich wrogów, jak puch z ręki, i nikt zwyciężyć cię nie jest w stanie. Ja sam przekonałem się z twej mowy, że należysz do ludzi, jakich jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spotkać. Mowa twa upaja, jak merissah[1]; ruchy rąk i nóg świadczą o prawdziwości słów twoich. Jeżeliby nóż twój był zasłaby wobec jakiegoś wroga, pokonałbyś go twą wymową niezawodnie. Z tego wszystkiego widzę, że ty jeden-jedyny możesz nas uratować. Otóż słuchaj: Ibn Asl jest największym dyabłem ze wszystkich łowców niewolników. Nie brak też i w jego orszaku ludzi gorszych od szakali, i niema mowy, abyśmy byli w możności obronić się przed tym strasznym naszym wrogiem. Wobec tego jednak, że ty znalazłeś się między nami, możemy być zupełnie spokojni, ty bowiem jeden wystarczysz za tysiąc. Uzbroję tedy wszystkich moich ludzi, a ciebie poproszę, byś objął nad nimi dowództwo. Czy zechcesz przychylić się do tej prośby?
Naczelnik mówił to z taką przesadą, że gdybym był chciał wzorować się na Selimie, mógłbym się był uważać za „największego bohatera pod słońcem".
Żart jednak na bok... Miałem zostać generałem „en chef", i nie było wcale powodu do pogardzenia tym zaszczytem, tem bardziej, gdy wziąłem pod uwagę okoliczność, że w takim tylko razie unikniemy grubszych błędów w kierownictwie ekspedycyi.
Skoro naczelnik oświadczył swoim ludziom, że obejmuję zaszczytne stanowisko, powstał wśród nich wielki entuzyazm. Wszystko, co tylko miało nogi, skakało naokoło mnie z radości, jakbym był istotnie jakimś z nieba zesłanym wybawicielem. Po tej ceremonii zaproszono nas do wsi w gościnę. Czarni utwo-
- ↑ Gorący trunek.