Mimo wrzawy biesiadnej w całej wsi, usnąłem odrazu, i dopiero zbudziły mię promienie słońca, które wysoko weszło już było na niebo. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu spostrzegłem murzynów, zajadających śniadanie z takim apetytem, jakby co najmniej od tygodnia nie jedli. Nawet nasi asakerzy nie żałowali sobie, a najwytrzymalszym z nich pod tym względem okazał się Selim. Ten, zobaczywszy mię, zawołał z odcieniem wielkiego zadowolenia:
— Jakże tu pięknie, effendi! jak dobrze! Pozostanę tu już chyba przez wszystkie dni mojego żywota! Wyobraź sobie, ani oka nie zmrużyłem, jedząc ciągle i gawędząc. A ci dobrzy, kochani ludzie, którym Allah niech da tysiąc lat życia, słuchali moich opowiadań z wielkiem zajęciem przez całą noc i również przez całą noc jedli. Siadaj koło mnie i spożywaj dary boże. Mam tu tak znakomity kawał mięsa, że smaczniejszego sam prorok w raju nie widział.
Chciał mię uraczyć ogromną połcią mięsa, lecz podziękowałem mu za tę szczodrość i poszedłem do kwatery reisa effendiny.
Był tu u niego z wizytą naczelnik Goków, który, nie tracąc drogiego czasu, jadł, odcinając od kości kręgowej potężne kęsy. Przed nimi stali w pewnem oddaleniu, ze względu na szacunek dla wysokich dostojników, dwaj młodzi tubylcy, którzy wyjątkowo... nie jedli mimo, że naczelnik miał przed sobą co najmniej ćwiartkę wołu.
Emir, pozdrowiwszy mię, wskazał obu młodzieńców i rzekł:
— Ci kawalerowie mogą nam być bardzo pożyteczni. Przypadkowo wrócili oni tu do swoich, bo stąd właśnie pochodzą, a służyli po świecie gdzieś tam w Hazab Allaba, jako asakerzy, i nauczyli się po arabsku o tyle, że mogą nam się przydać, jako tłómacze.
Uradowało mię to, bo, mając do wyłącznej dyspozycyi tłómacza, mogłem o wiele więcej zdziałać, niż
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/74
Ta strona została przepisana.