Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/75

Ta strona została przepisana.

dotychczas, gdyż Agadi musiał być zawsze u boku emira. Naczelnik przydzielił mi też chętnie jednego z owych tłómaczów, poczem przedstawiłem emirowi projekt natychmiastowej wycieczki w okolicę dla zoryentowania się w terenie i obmyślenia planu wojennego. Lecz emir odmówił. Jak się wkrótce okazało, był on bardzo zazdrosny o to, że Gokowie obrali swoim wodzem mnie, a nie jego.
Ha! trudno. Zazdrość nieraz rozdziela nazawsze najserdeczniejszych przyjaciół, lub nawet czyni ich śmiertelnymi wrogami.
W przejażdżce tej miał mi towarzyszyć tylko wierny zawsze Ben Nil i tłómacz. Było jeszcze dwu ochotników, a mianowicie młodzieniec z okularami i Selim, ale im wręcz odmówiłem. Ten ostatni był do tego stopnia objedzony, że na nogach utrzymać się nie mógł. Pominąwszy to jednak, nie chciałem go wziąć i z tej przyczyny, że miał istotnego pecha: ilekroć wziąłem go z sobą, zawsze wydarzyło się jakieś nieszczęście.
Młody tłómacz okazał się dla mnie bardzo pożytecznym. Władał dość biegle jednem z narzeczy arabskich, i rozumiałem go dostatecznie; do niego zaś mówiłem, o ile możności, wyraźnie i z takim akcentem, że pojmował mię zupełnie. Główną jednak zaletą jego było to, że znał wybornie okolicę aż do Agudy, skąd właśnie należało się spodziewać nadejścia Ibn Asla. Opisał mi nawet dokładnie drogę, którą tenże obrać musiał.
Opierając się na podanych przez niego szczegółach i na własnych wciągu całodniowej wycieczki spostrzeżeniach, obmyśliłem plan, na podstawie którego można się było spodziewać, że weźmiemy Ibn Asla razem z jego oddziałem bez zbytniego przelewu krwi.
Wagunda leży w okolicy górnej Toni, a mianowicie niedaleko od miejsca, gdzie rzeka ta obydwa swe ramiona, jedno płynące prosto z północy od Awek, drugie z południowego wschodu, zlewa w jedno łożysko,