wcześniej, aby ciebie odnaleźć, bo masz we mnie jedynego obrońcę i opiekuna. I na szczęście znalazłem cię, znalazłem!
— Poto, żeby pożegnać się ze mną natychmiast.
— Nie, effendi! pójdę z wami.
— A ja ci rozkazuję wrócić do reisa effendiny. Będziemy mieli w drodze i tak wiele niebezpieczeństw, a ty sprawiałbyś nam tylko kłopot na każdym kroku.
— Mów, co chcesz, nie ustąpię. Odpędzisz mnie, a ja za wami zdala podążę... i co mi zrobisz?
Na moje nieszczęście Ben Nil ulitował się nad Selimem i począł mię prosić, bym zabrał drągala tylko ten jeden ostatni raz.
Cóż było począć? Gałgan, mimo wszystko, był wierny i przywiązany, jak pies, ale niósł ze sobą pech, pech na każdym kroku! Będąc zresztą pewnym, że mimo mojego zakazu, pobiegnie za nami, zgodziłem się.
— Ostatecznie, niech tam... aczkolwiek jestem najświęciej przekonany, że wpakujesz nas znowu w jakąś biedę. Pamiętaj jednak, że musisz stosować się do moich rozkazów jak najściślej.
— Ależ chętnie, effendi! — zapewniał, kładąc rękę na sercu. — Uczynię wszystko, czego tylko zażądasz odemnie, tylko oczywiście nie tego jednego, abym cię opuścił.
I ruszyliśmy dalej już we trzech. Selim, który miał sążniste nogi, maszerował z początku doskonale. Niebawem jednak począł się uskarżać na kurcze żołądkowe. I nic dziwnego: kto tyle zjadł przez dwa dni, co on, mógł potem dostać boleści.
Podczas wczorajszej wycieczki przebyliśmy rzekę wbród na wołach; dziś trzeba było przejść ją pieszo, a woda sięgała nam powyżej pasa. Minęliśmy potem kąt, utworzony przez zlewające się w jedno łożysko dwa ramionia rzeki Toni i skierowaliśmy się nieco na południe od drogi, którą wedle moich przypuszczeń miał przybyć Ibn Asl. Więcej jednak ufałem kompasowi, niż wczorajszym opisom tłómacza; zdałem się
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/83
Ta strona została przepisana.