Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— Ibn Asl anacz rem badd ginu szejk kador, szejk and wird afod ran.
Słowa te w języku Djangów i Nuerów oznaczały mniej-więcej: „Ibn Asl to wyrafinowany łotr. Chciał on zamordować twego szejka. Szejk jest teraz u nas, jako nasz przyjaciel.“ Więcej mówić nie mogłem, bo Ibn Asl pociągnął za rzemień z taką siłą, że upadłem na ziemię.
— Milcz, psie! — krzyknął, pieniąc się z wściekłości, — bo ci gębę posiekam.
I uderzył mię bykowcem po głowie, poczem wydał Djangczykowi rozkaz natychmiastowego oddalenia się.
Djangczyk usłuchał go z wielką uniżonością, co świadczyło, że słów moich wcale nie wziął pod rozwagę, gdyż w przeciwnym razie byłby okazał bodaj cień niechęci dla opryszka.
— Jeżeli tylko raz jeszcze zaczepisz swą mową Djangów — wybuchnął gniewnie Ibn Asl ku mnie, — to otrzymasz knebel!
Łotr nie żartował wcale, wobec czego postanowiłem nie drażnić go, bo knebel w czasie marszu. to niebardzo pożądana przyjemność.
Wieczór się zbliżał, gdyśmy weszli do wspomnianego lasu, w którym z powodu gęstego zadrzewienia panował już mrok. Przedzieraliśmy się przez gąszcze przeszło pół godziny, aż znaleźliśmy się znowu na otwartej przestrzeni. Robiło się już ciemno, a oddział nasz mimo to maszerował dalej i dopiero około godziny ósmej zatrzymał się, bo i straże przednie znaleźliśmy już na wypoczynku. Wnioskowałem stąd, że jesteśmy niedaleko wsi Fogudy — celu napastniczych planów Ibn Asla.
Mimo zmroku, spostrzegłem, że oddział nasz umieścił się wśród krzaków i rozpoczął przygotowania do napadu.
Nas, jeńców, odwiązano od siodeł, a natomiast skrępowano nam nogi, wskutek czego musieliśmy się pokłaść na ziemi; z powodu nieszczęsnej szebah było