Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/96

Ta strona została przepisana.

dręczyć cię opowiadaniem, jak to się żywcem smaży niewolników.
Nie dałem na to odpowiedzi, a łowca ciągnął dalej:
— Wiadomo ci, że wioski murzyńskie w tych okolicach obwiedzione są częstokołami. Ogrodzenie takie jest zazwyczaj bardzo suche i dlatego pali się doskonale. Owóż łowcy, opasawszy wieś naokoło, zapalają w kilku miejscach ów parkan, który w przeciągu kilku minut staje cały w płomieniach. Stąd pożar przenosi się niebawem na dachy chat, zbudowanych z trzciny. Czarni, zbudzeni nagle ze snu, szukają ratunku w ucieczce, oczywiście nie wszyscy, bo starcy i dzieci nie mają sił ku temu i muszą się spalić. Młodzi zaś i silni, a tacy właśnie dla nas stanowią pożądany towar, w kilku skokach przedzierają się przez płonące ogrodzenie i tu, nazewnątrz już wioski, nie widząc nic w ciemności, gdyż wzrok mają przytępiony światłem płomieni, wpadają z łatwością w ręce łowców, poczem wiąże się ich przyzwoicie, i sprawa skończona. Gdyby zaś który stawiał opór, to go w łeb, aby już nie wstał z ziemi.
— Milcz! — przerwał mu Ben Nil. — Jesteście dyabłami, nie. ludźmi!
— Dobrze mówisz — zaśmiał się opowiadający; — wy sami przekonacie się niebawem, że jesteśmy dyabłami, tylko że was czeka o wiele ciekawszy los, niż tych czarnych, którzy znajdują  śmierć od pchnięcia nożem, albo wśród płomieni. Co do złowionych niewolników, powinni oni raczej cieszyć się, że odtąd troszczyć się o nich będą ich właściciele, dając im jeść i utrzymując swoim kosztem; przynajmniej nie potrzebują już dbać o siebie i starać się o pożywienie.
— Czy to prawda, że niektórych rzucają w ogień? — spytał Ben Nil, przyczem na samą tę myśl przerażeniem zacisnęło mu się gardło.
— Rozumie się — odparł dozorca cyniczno-szyderczym tonem. — Baby i dzieci, które zdołały się