Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/97

Ta strona została przepisana.

uratować, pędzimy potem hurmą w ogień, i kwita. Dzieci poniżej pięciu lat i dorośli powyżej trzydziestu nie są nam potrzebni, bo nikt takich kupować nie chce. Co z nimi robić? strzelać? Szkoda prochu! lepiej niech się spalą...
W ten sposób drab opowiadał bez ustanku, a ja nie miałem sposobu zmusić go do milczenia. W południowej stronie łuna coraz się rozszerzała, aż wreszcie stało się widno i tutaj, wśród nas, jak o świcie. Płonęła już cała wieś, która, jak sądziłem z rozmiarów ognia, była zapewne bardzo wielka.
Północ minęła już dawno, gdy przybyli dwaj asakerzy z rozkazem do naszych strażników:
— Ibn Asl chce tym przeklętym psom pokazać, jak znakomity ma połów. Prowadźcie ich do Fogudy.
Na ten rozkaz uwolniono nam nogi z więzów i pociągnięto za sobą. Łuna pożarna poczęła już przygasać, ale mimo to było widno o tyle, że rozeznałem dobrze okolicę. Minąwszy krzaki, weszliśmy na wolną uprawną przestrzeń, której plony miały pozostać niezebranymi, bo nie było już komu myśleć o nich. Po trzech może kwadransach zbliżyliśmy się do wsi, a właściwie do wielkich kup popiołu, dymiących, jak spokojne wulkany. Łowcy niewolników rozłożyli na zewnątrz pogorzeliska wielkie ognie i zgromadzili tu łup, składający się z mnóstwa ludzi i zwierząt. Murzyni bowiem trzymają zazwyczaj swój dobytek na wolnem miejscu poza wsią, wobec czego bydło dostaje się bez trudności w ręce łupieżców, a przedstawia ono dla łowców niepospolitą wartość; dobrze odżywiona sztuka ceniona jest bardziej, niż najroślejszy murzyn.
Połów Ibn Asla był wcale niezły; bydła rogatego spędzono więcej, niż sto sztuk, owiec zaś cztery razy tyle.
A ludzie? Gdybym był w tej chwili miał wolne ręce, Ibn Asl musiałby był paść trupem na miejscu. Wprawdzie nieskory jestem do przelewania krwi ludzkiej, ale w owej chwili, gdy patrzyłem na dzieło strasznej zbrodni, byłbym bez wahania udusił łotra na śmierć.