Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

— Ja? Nie mam wcale ochoty odwiedzać dżebenny! Jestem trochę podchmielony, to prawda, ale gdy wejdziecie do izby, tam dopiero zobaczycie człowieka, który nietylko na nogach utrzymać się nie może, ale nawet oczu otworzyć nie jest w stanie.
— A więc dom twój to moghare el redila, jaskinia grzeszników, i niech go Allah do cna zburzy! Pewnie i w izbie jest tyle brudu i smrodu, co tutaj, w twojej stajni! Czy nie masz lepszego pomieszczenia dla naszych koni?
— Lepszego? Może ci się zachciało siódmego nieba Mahometa dla umieszczenia swych zwierząt, — ale go na ziemi nie znajdziesz. Stajnia moja jest wcale porządnem pomieszczeniem, i mogę cię zapewnić, że stokroć tu przyzwoiciej, niźli w drugiej, gdzie trzymam własny dobytek. To wspaniałe pomieszczenie przeznaczone jest wyłącznie dla koni bardzo zamożnych podróżnych, a więc będzie najodpowiedniejsze i dla waszych rumaków.
— Naprawdę nie wiem, jak postąpić... Sihdi, może ty co poradzisz?...
— Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak tylko kazać tę stajnię gruntownie oczyścić, — odrzekłem. — A tymczasem popatrzmy, czy znajdzie się dla nas jaki kąt w zajeździe. Czy masz osobny pokoik? — dodałem, zwracając się do gospodarza.
— Nie. Wobec Allaha wszyscy ludzie są sobie równi, a więc zamożnym i dostojnym wcale to nie ubliża, gdy przebywają z biedakami i upośledzonymi pod jednym dachem.
— Chcesz przez to powiedzieć, że musimy za-

12