Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

— Niestety, musimy tego zaniechać, bo z powodu zbyt otwartej miejscowości Kelurowie zobaczyliby nas natychmiast.
— A więc dopuścisz do tego, aby Akwil z synem znaleźli się we wnętrznościach potwora?
— Nie, nie dopuszczę.
— Ba, ale jakże temu zapobiegniesz, nie wyszukawszy wprzódy niedźwiedzia?
— On sam przyjdzie do nas, i zbyteczne byłoby z naszej strony składać mu wizytę.
— No, no! W takim razie ten huncwot jest uprzejmiejszy i lepiej wychowany od nas! Nie gniewaj się, sihdi, za ten zarzut, bo widać tak jest istotnie. A czy, zdaniem twojem, niedźwiedź naprawdę jest tak wielki, jak go opisywał gospodarz?
— No, takich niedźwiedzi, jak opisywał oberżysta, niema wcale na świecie.
— I mnie się zdaje, że to nieprawda... Gdyby chciał zjeść obu Bebbejów, a potem ciebie, musiałby mieć żołądek tak wielki, jak namiot niewieści. Przytem ma być całkiem biały, jak śnieg. Czy są na świecie niedźwiedzie takiej maści?
— O, są, ale na Oceanie Lodowatym, i to od urodzenia białe. Bajką zaś jest, aby niedźwiedź kurdyjski na starość siwiał.
— A czyż niedźwiedź może w tak podeszłym wieku mieć dzieci?
— Owszem. Niedźwiedź tutejszy żyje do lat mniej więcej pięćdziesięciu, i były przykłady, że niedźwiedzica w trzydziestce jeszcze wychowywała

133