Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

niedźwiedzięta. Zatem w opowiadaniu gospodarza jest część prawdy.
— No tak! A w jakiż sposób zamyślasz ratować skazańców, skoro nie zamierzasz zgładzić przedtem niedźwiedzia?
— Jeszcze nie wiem, pierwej bowiem muszę się dostać do Kelurów.
— Chcesz zapewne przedewszystkiem podpatrzyć ich i podsłuchać? Weź mnie ze sobą, sihdi! Wiesz przecież, jak chętnie i odważnie idę naprzeciw niebezpieczeństwu!...
— Będziesz miał ku temu sposobność dzisiaj jeszcze, ale trochę później. Teraz zaś muszę sam dobrze poznać stanowisko Kelurów, a może przy okazji i coś ważniejszego uda mi się podsłuchać. Zawadzałbyś mi tylko, podczas gdy, zostawszy tutaj, będziesz daleko użyteczniejszy w naszej sprawie.
— W jakiż to sposób, sihdi?
— A w taki, iż oddam ci pod opiekę moje karabiny, których nie chciałbym brać ze sobą, abym ich przypadkiem nie został pozbawiony. W razie jakiegoś nieszczęścia, ty, mając karabiny, możesz osiągnąć przewagę nad Kelurami i tem samem mi dopomóc. Widzisz więc, jak ważną oddasz mi przysługę, gdy je zatrzymasz w swoich pewnych rękach.
Miałem uzasadnione powody do tak dobrego o nim mniemania. Halef znakomicie był wyuczony przeze mnie nawet w tak trudnej sprawie, jak skradanie się do nieprzyjaciela, i nie brakło mu

134