Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

w tym kierunku pewnych zdolności. Ale w wypadkach ważniejszych wolałem nie narażać go na niespodziewane próby, jakie mogłyby przechodzić jego sprawność. Naprzykład, mimo znacznej siły fizycznej, nie mógłby on zbyt długo utrzymać się na palcach; nie umiał też opanować się, gdy szło o milczenie, zwłaszcza przez czas dłuższy. W podobnych okolicznościach niejednego już strzelił bąka, narażając mię na niepowodzenia. Dziś tem bardziej nie chciałem go mieć przy sobie tam, pod obozem Kelurów, gdyż sam, pomimo niezwykłego doświadczenia i wyrobienia w sztuce wywiadowczej, odczuwałem rodzaj lęku przed tą wyprawą. Sprawa była bardzo trudna i połączona z niebezpieczeństwem, jak rzadko kiedy. Aby jednak Halef nie czuł się dotkniętym z racji pozostawienia go w tem przedsięwzięciu na stronie, poruczyłem mu „ważne“ wrzekomo do spełnienia zadanie, czyli poprostu ocukrzyłem mu gorzką pigułkę, aby ją tem łatwiej i bez szemrania mógł przełknąć. A poczciwiec nie domyślił się mego wybiegu, gdyż zauważył dumnie:
— Bardzo słusznie czynisz, sihdi, powierzając mi tak drogocenne rzeczy! Gdyby się okazała potrzeba, będę ich bronił do ostatniej kropli krwi. A i ciebie w razie czego z rąk Kelurów odbiję!
— Do tego, mam nadzieję, nie dojdzie, i z pewnością nie zjawi się nikt, ktoby ci chciał karabiny odebrać. Wystarczy, gdy schowasz się tak, aby cię nie spostrzeżono, gdyby wbrew memu przewi-

135