Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/138

Ta strona została skorygowana.



Wedle moich obliczeń mogłem się tam dostać w zwykłych warunkach po upływie mniej więcej kwadransa — ale ze względu na konieczność zachowania wielkiej ostrożności czas ten mógł się przedłużyć bardzo znacznie. Na moje szczęście, zbocze góry nie było tu zbyt obfite w kamienie, które, osuwając się przy lada potrąceniu nogą, mogłyby czynić łoskot, drzewa zaś dawały możność każdej chwili ukrycia się za ich grubemi pniami celem nasłuchiwania.
Na wywiady wpobliżu nieprzyjaciela idzie się zazwyczaj etapami od drzewa do drzewa. Wywiadowca, ukrywszy się za pniem, nasłuchuje czas jakiś i rozgląda się na wsze strony, a gdy się przekona, że niema niebezpieczeństwa, posuwa się ostrożnie a szybko do następnego drzewa, by znowu ze słuchu i wzroku zrobić użytek, — i tak postępuje w dalszym ciągu aż do samego celu. Wymaga to wiele czasu, ale zato w poważnej mierze zapewnia bezpieczeństwo.
Po półgodzinnem posuwaniu się w ten sposób naprzód zbliżyłem się o tyle do celu swojej wycieczki, iż mogłem już słyszeć głosy ludzkie,

138