Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

że ten parszywy szakal uwolni cię z pazurów niedźwiedzia?!
— Tak, Szir Samurek! Co myślę o nim, myślę na pewnej podstawie. Emir z Frankistanu to syn szczęścia i ulubieniec dobrach dżinnów (duchy), które otaczają tron Allaha w niebie. Dokonał on już wielu trudniejszych rzeczy, niż uwolnienie kogoś od śmierci.
— A jednak, sam widzisz, nie ma odwagi ścigać mię, i uważam go raczej za trwożliwą hienę, niż za bohatera... Albo też jest ślepym psem i nie zdołał wpaść na moje tropy, gdyż inaczej dawno już byłby tutaj!
— Jeszcze czas — może się go i doczekasz... prędzej niż się spodziewasz...
— Jeżeli go się doczekam, to tem lepiej! Wpadnie w ręce moje, no i... zginie razem z wami. Dobrzeby się to nawet złożyło, bo, jako chrześcijaninowi, należy mu się, aby go zjadł zaklęty duch chrześcijańskiego kapłana.
— Allah daje życie i Allah śmierć sprawia... Nie umrę i ja jeszcze, bom nie spełnił zadania, jakie mi jest przeznaczone, i dlatego pewny jestem ratunku. Mów, co chcesz!
— Naigrawasz się ze mnie, psie jakiś, ale już niedługo ci na to pozwolę. Tymczasem, póki nie zdechniesz, możesz sobie wyglądać pomocy od półksiężyca, czy krzyża, wszystko mi jedno... i tak na nic ci się to jednak nie przyda!
— Mylisz się! Jeżeli muzułmański półksiężyc nie

142