jego? Co się zaś tyczy kłamstwa i oszukaństwa, to niema na świecie gorszego pod tym względem człowieka, niż ty! Kiedy bowiem przybyłem wczoraj do ciebie, aby się umówić co do okupu, przyrzekłeś, że nie uczynisz mi nic złego, a jednak, dowiedziawszy się później, iż nadarza się sposobność ukradzenia konia obcemu effendiemu, uwięziłeś mię, zrabowałeś pieniądze i następnie schwytałeś nawet mego syna! Nie jest-że to podłe oszustwo, kłamstwo i zbrodnia? Czyż wobec tego możesz się dziwić, że, oszukani tak sromotnie przez ciebie, współwyznawcę naszego, pokładamy nadzieję w człowieku godnym i uczciwym, aczkolwiek jest wyznawcą innej, obcej nam wiary?
— A możecie sobie mieć nadzieję w tym psie... nic mnie to nie obchodzi! Ty, nie kto inny, dałeś mi sposobność ukradzenia mu konia, a syn twój przecież chciał nawet zamordować tego psa chrześcijańskiego. Pomyślcie teraz, czy pies ów naraziłby swe życie dla was? Jeżeli się okaże, że byłby zdolny do tego, to przysięgam na Allaha, że porzucę islam, a przyjmę jego wiarę i uwierzę w ukrzyżowanego Boga z Nazaretu!
— Przygotuj się zawczasu ku temu, bo Kara Ben Nemzi pojawi się lada chwila, i wtedy biada wam!
— Allah! Nas jest trzystu przeciw niemu!
— Czy słyszałeś kiedy, aby rachował się z liczbą nieprzyjaciół? Chyba po ich pokonaniu!
— Dosyć już, psie! Przestań bezczelnie wychwalać go i wywyższać ponad Allaha, królującego
Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/145
Ta strona została skorygowana.
145