Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

Jakże dziwne ogarnęło mię uczucie, gdy zobaczyłem odosobnionego od reszty mego drogiego Riha! Rumak mój, będąc zwierzęciem szlachetnem i dumnem, nie lubił obok siebie towarzystwa; dlatego to, w obawie, aby nie pokaleczył innych koni, uwiązano go na osobności. Wyglądał teraz biedaczysko bardzo marnie. Zmęczyła go już dość podróż przez Persję, a ponadto odebrało mu całkowicie humor złe obchodzenie się z nim w ostatniej dobie, gdyż, nie chcąc iść dobrowolnie za złodziejami, dręczony był niemiłosiernie i zapewne bity. Stał teraz ze zwieszoną smętnie głową i przymkniętemi oczyma. Zauważyłem nawet, że wspaniała barwa jego sierści straciła swój połysk. Pomimo że trawy było poddostatkiem, a nawet położono przed nim sporą jej wiązkę, nie tknął jej, choć byłem pewien, że jest głodny; wody nie pił również. Najwidoczniej dławiło go cierpienie i tęsknota za mną!
Może mię kto wyśmieje, a jednak przyznam się, że na widok mego ulubieńca zrobiło mi się ogromnie ciężko na sercu... tak ciężko, jakgdybym patrzył na niedolę bliskiego mi i drogiego człowieka. Kochałem szlachetnego rumaka, więc przykre jego położenie budziło we mnie niewymowny żal, i nawet popchnęło mię do bardzo ryzykownego kroku.
Konie arabskie szlachetniejszych gatunków bardzo szybko dają się tresować i z łatwością przyzwyczajają się do pewnych znaków lub wyrazów, przez swego pana używanych, tak, że go

147