Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

ko. — Przecież i ty popełniłeś również ogromny błąd...
— Jaki?
— Jakto, czyżbyś zapomniał o nim? Czy nie usiłowałeś zamordować obcego effendiego i jego sługę? Mimo wielkiej dla nich nienawiści przyznać muszę, iż są to dzielni i nieustraszeni ludzie; że zaś effendi ów poniósł tak wielką stratę w postaci swego rumaka nieocenionej wprost wartości, poprzysiągłbym na Allaha i jego proroka, że w tej chwili ściga właśnie Kelurów i może nawet krąży gdzieś wpobliżu, a w takim razie widzi, co się tu dzieje.
— I ja myślałem już o tem — potwierdził Sali. — Może nawet wie, że my, wrogowie jego, znajdujemy się tutaj, w muzallah, skazani na okropną śmierć. Liczę też na to i w nim pokładam ostatnią swoją nadzieję.
— Czyż nie jest ona jednak tak samo zwodniczą, jak zwodniczem okazało się aż do chwili, gdy Kelurowie nas tu przynieśli, moje przypuszczenie, iż jednak nie postąpią z nami tak okrutnie, lub że zdołamy choć wydrzeć się z ich rąk! Niestety, zawiodłem się sromotnie, bo oto położenie nasze jest w tej chwili bez wyjścia; musimy zginąć śmiercią męczeńską...
— A moja nadzieja zgaśnie dopiero z chwilą, gdy poczuję pazury bestyj w samem sercu. Coś we mnie ciągle mówi, że jednak Kara Ben Nemzi przybędzie tutaj, a może nawet jest już gdzieś blisko. A on się ulituje nad nami, gdy dowie się o prze-

163