Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

znaczonych nam męczarniach, i uratuje nas najniezawodniej.
— A ja ci mówię, że płonna okaże się ta twoja nadzieja!
— Dlaczego?
— Dlatego, że, po pierwsze, nie dalej jak wczoraj usiłowałeś go zamordować, a po wtóre, nie zechce narażać własnego życia dla swego zawziętego wroga.
— O, nie przypuszczaj, aby się czegokolwiek obawiał ten człowiek! Jeżeli tylko przebaczy tobie, żeś się przyczynił do skradzenia mu konia, to moją względem niego przewinę darował mi już. Zważ, iż, gdy schwytał mię w chwili zamierzonego zamachu na swoje życie, oddał mi nóż, mówiąc: — „Chrześcijanin nie zna zemsty, bo sędzią człowieka może być tylko sam Bóg.“ — Wobec takich jego pojęć nie wątpię, że wybawi nas; tak mu wszak nakazuje jego religja, a jest prawym wyznawcą Chrystusa.
— Allah! Synu mój! Dziwię się, iż wierzysz jego słowom i serce masz przepełnione zachwytem dla niego! Wszak jesteś dumnym kaznodzieją islamu i, jako taki, powinieneś mieć dla chrześcijanina jedynie tylko słowa pogardy i przekleństwa, a jednak odzywasz się z uwielbieniem o Franku i pokładasz nadzieję właśnie w tym przeklętym wyznawcy krzyża z Idżodżudżula (Golgota).
— Nie myśl tak o nim i nie nazywaj go przeklętym! Ten effendi wiary swojej nie nosi li tylko na języku; mieszka ona w jego sercu, wisi na rę-

164