Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

steczku niesłychane zbiegowisko. Przed gospodą zgromadziły się całe tłumy ciekawych, a Halef miał znowu sposobność popisywania się swoim talentem oratorskim.
W siódmem zaś niebie uczuł się nasz oberżysta, otrzymawszy napowrót zabrane sobie pieniądze, a jego żona ze łzami w oczach wyznała mi, iż mąż jej, wyrzekłszy się raz na zawsze trunków, dotrzymuje słowa i nie oddaje się już pijaństwu. — —

Pozostaliśmy w Khoi pięć dni, w ciągu których mieszkańcy miasteczka nie szczędzili nam dowodów życzliwości. Jeden tylko aptekarz wrogo był dla nas usposobiony i chciał nas nawet zaskarżyć o kradzież jego koni, ale zaniechał tego zamiaru, żądając wzamian odszkodowania. Gdy się zjawił u nas w izbie z tem żądaniem, Halef oświadczył gotowość wypłacenia mu pewnej sumy, ale nie w złocie, lecz w uderzeniach swego batoga ze skóry hipopotama. Przestraszony tą propozycją aptekarz uciekł, dając za wygranę, i tylko, gdyśmy odjeżdżali, patrzył za nami wzrokiem pełnym nienawiści.
Rzecz prosta — niewieleśmy sobie z tego robili...

Koniec