Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

pienia się tem, gdyż czyni to z woli Boga, z Jego pomocą i łaską.
— Ze słów twoich przebija mądrość i pokora zarazem. A mimo to wiem, o ile wyższy jesteś ode mnie. Czy mi przebaczysz, że przeszkodziłem wam w zasłużonym wypoczynku?
— Co do przeszkadzania w spoczynku, to stało się to wśród niezwykłych okoliczności... Ale nie chcę w to wchodzić, tem bardziej, że porozumiałeś się już w tej sprawie z Hadżi Halefem Omarem. Twój bat zaczął, jego odpowiedział, no, i... nie mówmy o tem więcej.
— Słyszałem, — mówił dalej z udaną grzecznością, rzucając ku mnie przelotne a wielce wymowne spojrzenie, — że masz zamiar pozostać tu dłużej, effendi, wobec czego możesz sobie rano wynagrodzić czas stracony z winy mojej spóźnionej rozmowy. Pozwól więc, że cię poproszę, abyś uważał się przy wieczerzy za miłego mi gościa.
— Myśmy już wieczerzę swoją spożyli... — wymawiałem się.
— Rozumiem cię, emirze, — odparł, rozglądając się po brudnej i niechlujnej izbie. — Moje sakwy u siodła są wszakże o tyle schludne, że możesz śmiało zdecydować się na skromny wspólny posiłek. Pozwól, że przyniosę zapasy, a zarazem umówię się z tą kobietą co do mego pozostania w zajeździe.
Wyszedł, dając znak gospodyni, aby udała się za nim. Gdyśmy pozostali sami w izbie, Halef zapytał:

33