Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

— Z mojej nie, bo nie miał odwagi stanąć ze mną do walki. Padł od kuli jednego z moich towarzyszów.
Zamilczałem, że towarzyszem owym był Hadżi Halef Omar. Dowiedziawszy się tego, co mi było potrzebne, uważałem za zbyteczne dalsze wywnętrzanie się. Sali Ben Akwil był bez zaprzeczenia apostołem muzułmańskim i pod tym względem nie okłamał nas; zataił natomiast przed nami swoje pochodzenie. Byłem atoli najmocniej przekonany, że należy do jednego z plemion kurdyjskich ze szczepu Bebbej, a nawet prawdopodobnie jest krewnym poległego Gasala Gaboya.
Wobec tego postanowiłem mieć się przed nim na baczności, bo „zemsta krwi“ nigdzie tak surorowo nie jest przestrzegana, jak właśnie u tych półdzikich szczepów kurdyjskich.
Sali jakgdyby odgadł moje myśli, bo bezpośrednio po moich słowach rzekł:
— Szeik szczepu Bebbej padł jednak w walce z tobą, a obojętne jest, czy od twojej kuli, czy też od kuli któregokolwiek z twoich podkomendnych. Tym sposobem naraziłeś się na zemstę krwi, i dziwię się, że ważyłeś się teraz powrócić w te okolice.
— Byłem tu już od tego czasu parę razy.
— Naprawdę? No, no! Że nie jesteś lekkomyślny, wiem o tem; ale zdobyć się na coś podobnego... Muszę przyznać, że posiadasz szaloną odwagę. Dziękuj Allahowi, że cię uchronił od straszliwej tar (zemsta krwi), i proś go, aby ustrzegł cię na przyszłość. Gdyby bowiem który z krewnych Gasala

40