Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

ratunku i nie będzie wątpliwości, który z was dwóch zginie, — zginiesz jedynie tym sam. Wówczas i twój Bóg ci nie dopomoże. Ziemia rozstąpi się pod tobą i zapadniesz się żywcem na dno dżehenny, gdzie wszyscy chrześcijanie i inni niewierni cierpią męki przez wieki wieków. A tam my, wierni proroka, będziemy panowali nad wami, jako sędziowie nad niebem i piekłem, nad życiem i śmiercią, i nie wzruszy nas wasz jęk i skargi i wasz żal, jako-żeście byli tak ciemni, iż nie uwierzyliście w boskie posłannictwo Mahometa i żeście się nie wyrzekli kłamliwej nauki chrześcijańskiej dla islamu, który doskonałością swoją sięga niebiosów.
Mówił z początku łagodnie, a potem, stopniując siłę mowy coraz bardziej, wpadł wreszcie w fanatyczny niemal zapał, który promieniował z jego twarzy, a oczy błyszczały mu jak ogniki.
Przyznałem w duchu, że posiadał wszelkie warunki na wędrownego kaznodzieję islamu: zdolność przekonywania, dar pięknej wymowy i fantazję — ale też zarazem mierne wykształcenie, brak logiki i zupełną nieznajomość zasad innych religij.
Nie otrzymawszy ode mnie odpowiedzi, dodał po chwili:
— Milczysz?... Przytłoczyła cię prawda słów moich!... Istotnie, święty islam jest słońcem, wobec którego gasną wszystkie szemat ed duhun (świeczka łojowa) innych religij, niknąc, jak błędne jakie ogniki nad bagnem. Traktowany jesteś tutaj jako sławny emir i wielce uczony effendi z Zachodu, i dlatego nosisz głowę wysoko i dumnie; ale

42