rze o przebaczenie, należy do tych, co umieją nad sobą panować; a z takimi liczyć się trzeba i mieć na baczności.
Wobec zmiany frontu ze strony Salego i ja również stałem się dla niego uprzejmy, przynajmniej powierzchownie, a niebawem, korzystając z jego wzmianki o zmęczeniu, podziękowaliśmy mu za gościnność i cofnęliśmy się za ścianę na swoje legowiska. Sali wyszedł na chwilę do stajni sprawdzić, czy koń jego dostatecznie jest zaopatrzony, a powróciwszy, wziął z kominka palącą się głownię i wszedł z nią do naszej przegrody, gdzieśmy się już pokładli do snu.
— Wybaczcie, że przeszkadzam jeszcze, — rzekł, usprawiedliwiając się, — ale zapomniałem powiedzieć wam belletak za‘ide (dobranoc), jak to nakazuje obyczaj. Fi aman Allah! — Niechaj Bóg ma w swojej opiece i użyczy wam długiego spokojnego snu!
— Ma ssah Allah kan mamah lam jassab lam jekun. — Stać się tylko to może, co Bóg chce, a co nie jest Jego wolą, to się nie stanie, — odrzekłem.
Skłonił się i, puszczając mimo uszu ostatnie moje słowa, wyszedł do izby. Widziałem przez szparę, jak usłał sobie niedaleko kominka legowisko i wyciągnął się na niem.
Zapytywałem siebie, poco właściwie odwiedził nas przed chwilą, i to ze światłem. Rzecz prosta — nie powodowała nim uprzejmość, lecz inne jakieś pobudki. Może chciał zobaczyć, w którem
Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/48
Ta strona została skorygowana.
48