Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

kiego systemu sikawki nie widziałem jeszcze nigdy dotąd w życiu!
Są ludzie, którzy mimowolnie mieszają pojęcia. Dla takich cel a środek, uboczna okoliczność sprzyjająca a przeszkoda — to wszystko jedno. Ktoby wątpił w możliwość pomieszania tak różnych między sobą pojęć, niech jedzie do Khoi i każe sobie pokazać tulumbę. Ażeby mieć o niej pojęcie, proszę sobie pomyśleć... albo może lepiej nie myśleć, tylko uważnie przeczytać mój opis, który da dostateczne wyobrażenie o tym przedmiocie.
Otóż ja i Halef, jak to wyżej wspomniałem, usiłowaliśmy bez skutku wydostać się z pośród bezmyślnego tłumu, lecz rozhukana fala ludzka unosiła nas wciąż naprzód, coraz dalej od domu, w kierunku pożaru, aż wreszcie rozdzielono nas o tyle, że Halef pozostał poza mną o parę osób. Nie chcąc stracić go z oczu, obracałem się ciągle ku niemu i dawałem ręką znaki, — bo wśród ogłuszającego zgiełku słowa moje nie mogły być dosłyszane — aby się do mnie na nowo przybliżyć postarał. Zgiełk ów i hałas był tak nieznośny, że, dłuższy czas przebywając w tej ciżbie, przy najchłodniejszem nawet usposobieniu i zimnej krwi, możnaby było stracić równowagę umysłu. Charakterystyczne było, że mieszały się tu cztery języki: kurdyjski, turecki, arabski i perski, tworząc razem coś podobnego do ryku fal morskich podczas burzy.
Nagle ryk ten wzmógł się za mną jeszcze bar-

63