wciska się w tłum i wyrzuca wgórę każdego stojącego jej na przeszkodzie obywatela ze środowiska szanownej P.T. Publiczności, podczas gdy klinowaty dziób rozpycha tę publiczność z należytą sprawnością na prawo i lewo.
Łatwo sobie wyobrazić popłoch wśród wspomnianych „obywateli“, gdy wpakował się między nich ów olbrzymi ruchomy klin.
Na taki wynalazek mógł się zdobyć jedynie ktoś, znający dobrze ludność kurdyjską, no i posiadający w swej czaszce... mózg kurdyjski.
Sikawka taka posuwa się naprzód wśród tłumu oczywiście bardzo powoli, gdyż zazwyczaj tłum ten rzuca się na nią z wściekłością, jak na największego swego wroga. Wskutek tego tulumba przybywa zazwyczaj na miejsce pożaru wówczas, gdy z budynków pozostały już tylko stosy popiołu.
Wynalazca jednak był za mało przewidujący i względem swego wynalazku usposobiony bardzo optymistycznie; sądził na pewno, że sikawka, pomimo wszelkich przeszkód, dotrze szczęśliwie na miejsce pożaru, — bo gdyby wątpił o tem, nie był by umieszczał w punkcie E... beczki i kilku wiader na wodę.
Jednem słowem tulumba z Kboi stanowiła rzecz tak charakterystyczną, że od chwili poznania tej maszyny zawsze przychodzi mi ona na myśl, ile razy wypadnie ilustrować stosunki społeczne na Wschodzie.
Nadmieniam tu nawiasem, iż kurdyjskiej Khoi nie należy mieszać z perskiem miastem tej samej
Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/68
Ta strona została skorygowana.
68