Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

Mały urwisz nawet w tak przykrej chwili nie tracił swego humoru.
Nie w głowie mi jednak były żarty Halefa na temat uprzejmości względem niewiast, bo zaniepokoiłem się naprawdę poważnie, co też w gospodzie stać się mogło w czasie naszej nieobecności. Zapaliłem więc świeczkę łojową, którą znalazłem na stole, i przy jej świetle spostrzegłem na ziemi gospodynię, skrępowaną powrozami tak, że ruszyć się nie mogła, a ponadto miała zakneblowane fartuchem usta. Gdyśmy ją rozwiązali i usunęli knebel, odetchnęła głęboko kilka razy i ozwała się:
— Ja nic nie winna, emirze!... Nie czyń mi nic złego...
— Wierzę ci, żeś niewinna, — odrzekłem — i nie zamierzam uczynić ci nic złego. Usiądź przy stole i opowiadaj, co się stało podczas naszej nieobecności.
Wynieśliśmy ją i ułożyli na ławie, bo sama nie mogła utrzymać się na nogach, i dopiero po upływie dobrej chwili poczęła opowiadać:
— Gdy ludzie biegli do ognia, chciałam i ja przyłączyć się do nich, alem się rozmyśliła, że domu nie można zostawiać bez opieki. Na dworze bałam się pozostać, więc weszłam do izby. Ale ledwiem usiadła, wtargnęło tu kilkunastu drabów, uzbrojonych jak zbójcy. Powalili mię na ziemię, a związawszy, pytali o was, czy istotnie nazywacie się Kara Ben Nemzi i Hadżi Halef Omar. Musiałam powiedzieć prawdę, bo dowódca bandy trzymał mi nóż przy piersiach, grożąc przebiciem, w razie gdy-

72