te przysługę, ale pod warunkiem, że i ty mi w tem dopomożesz.
— Ja? A to w jaki sposób? — zapytała szczerze zdziwiona.
Byłem zdecydowany nie zawahać się przed niczem, byle tylko odzyskać konie. Przedewszystkiem należało się udać w pogoń za złodziejami, ale w tej chwili nanicby się to nie zdało ze względu na nocną porę, — bo jakże w ciemności odnaleźć ślady zbiegów? Trzeba więc było odłożyć pościg aż do rana; do tego zaś czasu Kelurowie oddalą się spory kawał drogi, i będzie możliwe dogonić ich, jedynie posiadając doborowe konie, a tych nie mieliśmy. Postanowiłem więc dowiedzieć się od gospodyni, czy nie moglibyśmy bodaj wypożyczyć skądsiś dwu wierzchowców, i dlatego zagadnąłem:
— Potrzebne są nam koniecznie konie do pościgu za złodziejami. Czy nie moglibyśmy ich dostać w Khoi?
— Wątpię. Handlarza we wsi niema.
— Możeby je nam kto wypożyczył?
— Również wątpię, czy znajdzie się tutaj ktoś do tego stopnia lekkomyślny.
— Wobec tego trudno myśleć o pościgu; nie posiadając koni, nie dogonimy łotrów i musimy się wyrzec odzyskania naszej własności, zarówno, jak i ty swoich pieniędzy...
— Effendi, ależ my mamy parę koni w stajni, i mogę ci je pożyczyć!
— Czy dobre pod wierzch?
— No, niebardzo, bo liczą już po dwadzieścia lat.
Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/79
Ta strona została skorygowana.
79