Wstałem wcześnie, usiadłem przed drzwiami khanu i kazałem khandżiemu przynieść sobie kawy. Przypatrując się świtaniu, zobaczyłem jeźdźca. Był jeszcze tak daleko, że zaledwie można go było rozpoznać. Musiał jechać na doskonałym zwierzęciu, gdyż zbliżał się z nadzwyczajną szybkością i rósł mi w oczach. Poznałem go, kiedy był jeszcze daleko. Był to porucznik okrętowy reisa effendiny. Powstałem oczywiście, aby go przywitać. Zobaczył mnie, zwrócił ku mnie wielbłąda, kazał mu uklęknąć i zeskoczył z siodła.
— Co tu robisz w Korosko? — zapytałem. — Sądziłem, że emir w Chartumie.
— Był tam istotnie. Gdzie się teraz znajduje, powiem ci, ale muszę się wprzód rozmówić z szechem el beled[1].
— Możesz go zobaczyć choćby i zaraz. Już wstał; widziałem go przed chwilą, klęczącego przed chatą i odmawiającego modlitwę poranną.
Pokazałem mu chatę. Porucznik bez-
- ↑ Przełożony wsi.