Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

trząsając głową. Plan mój wydawał mu się widocznie niebezpieczny i niepotrzebny, bo rzekł po chwili:
— Mów, co chcesz, jestem pewien, że nie potrzebowałbyś się narażać na to niebezpieczeństwo, gdybyś był tych drabów wziął na spytki na miejscu.
— A cóż byłbyś zrobił, gdyby ci dali odpowiedzi zupełnie inne, aniżelibyś się spodziewał, i gdyby ci w dodatku udowodnili, że to, co mówią, jest prawdą?
— Nie wiem, ale i to przypuścić trudno, że wówczas, kiedy będziesz ich podsłuchiwał, będą mówili o tem, co tybyś pragnął usłyszeć.
— W każdym razie będę czuwał tak długo, aż i o tem rozmawiać zaczną. Zresztą, wypadki dzisiejsze dały im się we znaki w tym stopniu, że jeżeli o czem, to chyba o nich najwyżej będą mówili, i wnet dowiem się dużo ciekawych rzeczy.
— Nie mam prawa ci rozkazywać, ale czuję, że na jedno jeszcze powinienem ci zwrócić uwagę. Szukałeś ukrytej

120