śladów nie odnalazłeś. Ten młodzieniec — to zapewne Ben Nil, o którym mi opowiadałeś?
— Tak.
— A ten drugi, to pewnie Selim, bohater nad bohaterami?
— Zgadłeś — rzekł wymieniony, nie pozwalając mi odpowiedzieć. — Kiedy mnie poznasz, ogarnie cię zdumienie.
— Zdumienie ogarnia mnie już teraz, gdy odpowiadasz niepytany. Czy ci ludzie chcą jechać z nami?
Z ostatniemi słowy zwrócił się znów do mnie. Objaśniłem mu sprawę dokładnie. Kiedy skończyłem, rzekł:
— Spodziewam się, że zasłużą na to, żeby ich nosiły takie wielbłądy. Ty jesteś pierwszym, ja drugim, możesz czynić, co ci się podoba, ja ci tylko życzę, ażebyś jakiego błędu nie popełnił. Napełnijmy zaraz wory i ruszajmy w drogę!
Wkrótce wory były pełne wody i wszystko gotowe do drogi, więc ruszyliśmy dalej. Wielbłąda mego trudno było odciągnąć od brzegu, kiedyśmy
Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
40